Nie posiada typowego wykształcenia muzycznego. W szkole podstawowej Adam trafił do ogniska muzycznego, gdzie uczył się gry na gitarze i na mandolinie. Brał udział w różnego rodzaju akademiach i przedstawieniach teatralnych. W 1972 po raz pierwszy wystąpił na większej scenie. Zgłosił się do konkursu „Mikrofon dla wszystkich”. Zajął drugie miejsce, miał wówczas 17 lat. Po udanym występie Adam zaczął współpracować z Klubem Spółdzielców „Perełka” w Gliwicach, dzięki czemu często występował w różnych konkurach, na lokalnych imprezach, wojewódzkich konkursach itp. Występowała na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu (1976 i 1977) i ponownie na Festiwalu Piosnki Radzieckiej (1977), gdzie zdobył Brązowy Samowar.
Zaraz po ukończeniu służby wojskowej życie Adama nadal mniej lub bardziej związane było z muzyką. Zaraz po wojsku dostał angaż do zespołu „Flotylla”, z którym koncertował blisko dwa lata. Dali niemal 700 koncertów. Przez wiele lat pracował jako instruktor muzyczny w klubie wojskowym. Wielu jego podopiecznych brało udział w różnego rodzaju konkursach i festiwalach. Obecnie grywa w restauracji hotelowej dwa razy w tygodniu. Miłośnik morza i piosenek morskich.
Swój pierwszy zespół muzyczny „Benzen” założył już w szóstej klasie szkoły podstawowej. Grali głównie na akademiach szkolnych. Za namową kolegów poszedł do zawodowej szkoły elektrycznej, choć ta tematyka nigdy go nie interesowała. Nie pracował nigdy w zawodzie. Zaraz po ukończeniu wojska zaczął grać w estradzie bydgoskiej. Tam nauczył się dykcji, ruchu scenicznego, pracy nad głosem. W tamtym czasie koncertował głównie w jednostkach wojskowych. W 1984 roku wystąpił na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu.
Po rozwiązaniu bydgoskiej estrady, zaczął grać w toruńskich klubach na dancingach w lokalach „Polonia”, „Helios” i „Pod orłem”. W wieku 47 lat dostał się na Akademię Muzyczną w Bydgoszczy, gdzie kształcił głos. Obecnie przygotowuje materiał na trzecią autorską płytę. Jak sam przyznaje, zabrakło mu w życiu szczęścia, by wypłynąć w muzyce „na szerokie wody”.
Oprócz pasji do nauczania, jest absolutnie zakochana w muzyce, która towarzyszy jej od dzieciństwa. Przez 35 lat śpiewała w zespole Military Music Band. W jego skład wchodzili zawodowi żołnierze orkiestry wojskowej. Grywali na imprezach charytatywnych, balach karnawałowych i oczywiście… weselach.
Hania ostatnio zliczyła, że łącznie spędziła na scenie całe 50 lat! Jej dotychczasowe poczynania były jednak czysto amatorskie. Voice Senior ma być jej profesjonalnym debiutem. Przez kilka lat znajdywała wymówki, żeby tylko nie zgłosić się do programu - praca, później pandemia… Dziś w końcu czuje się gotowa i chce spróbować swoich sił.
Do śpiewu namawiał go tata. Twierdził, że Jurek ma bardzo ładny głos i pragnął by usłyszała go cała wieś. Pierwszymi „koncertami” były dziecięce występy na dachu szklarni, gdzie na cały głos śpiewał „Lato, lato, lato czeka”.
Na poważnie po raz pierwszy zaśpiewał dopiero na ślubie własnej córki. Wykonał dla niej „Ave Maria” Schuberta, a wkrótce potem wstąpił w szeregi Chóru Kościelnego w Środzie Wielkopolskiej. Było to jedyne miejsce, w którym szkolił głos. Występy traktuje jako zabawę. Czasem bywa zapraszany na festyny, czy recitale w kołach gospodyń wiejskich. Lubi śpiewać utwory operetkowe i piosenki musicalowe. Ma silny głos i mocne uderzenie.
Dwa lata temu zachorowała jego ukochana żona Danusia, którą poznał w wieku 21 lat podczas zimy stulecia. Opiekuje się nią 24 godziny na dobę. To dla niej chce zaśpiewać w programie.
Wybrała edukację związaną z przemysłem chemicznym, który miał być przyszłością całego narodu. Po szkole nigdy nie miała z nim nic wspólnego, ze względu na odkryte u siebie uczulenie. Nie bała się pracy. Handlowała odzieżą, miała epizod w firmie stomatologicznej. Konkretne pieniądze zaczęła zarabiać w zakładzie produkującym biżuterię z modeliny.
Ze sceną nie miała nic wspólnego do momentu, kiedy kilkanaście lat temu nieoczekiwanie dla samej siebie wystąpiła w klubie karaoke w Jastrzębiej Górze. Odkryła, że ma talent, a atmosfera karaoke kompletnie ją pochłonęła. Dziś - po latach przy mikrofonie - jest rozpoznawalna, choć większość ludzi kojarzy ją pod pseudonimem „Zocha”.
Kocha morze. Czas dzieli między Jastrzębią Górą̨ i Nowym Jorkiem, gdzie opiekuje się mamą. W Polsce żyje z wynajmu pokoi i zajmuje się bezdomnymi kotami. Liczy na wygraną w programie, choć ma świadomość, że jest „kurą” stającą w szranki z profesjonalistami.
Dużo jeździł po świecie. Zarabiał w Ameryce, w Afryce, krajach skandynawskich i arabskich oraz na statkach. Twierdzi, że jest spełniony, choć wciąż wraca do wspomnienia, że pójście w komercję odbiło mu się czkawką. Przez jeden z wyjazdów koło nosa przeszła mu kariera w jednym czołowych polski zespołów, do którego był zaproszony. Były już nawet próby w warszawskiej Stodole. Wybrał jednak wyjazd „za chlebem”, a po powrocie skład był już zamknięty. Dzięki temu obrotowi spraw poznał jednak swoją żonę - wypatrzył ją ze sceny i zadedykował piosenkę „Hello”.
Do dziś jest dość zajęty, mimo, że jest już na emeryturze. Aktualnie występuje w kilku formacjach na raz. We wszystkich jest frontmanem.
W jej rodzinie wszyscy byli muzykalni. Sama jest amatorką. Nigdy nie szkoliła się muzycznie, ale podobno nuciła jeszcze zanim nauczyła się mówić. Śpiewała w domu, na akademiach i wyjazdach harcerskich - miała ładny głos i umiała grać na gitarze. Została dotkliwie doświadczona przez życie. W dzieciństwie przeżyła ubóstwo i brutalną przemoc ojca.
Hania to rozśpiewana nauczycielka języka polskiego. Skończyła filologię polską oraz rosyjską i przepracowała wiele lat w kilku kieleckich szkołach. Choć od 4 lat jest na emeryturze, nie może się przyzwyczaić do „nicnierobienia” i dorabia sobie jeszcze w jednej z lokalnych podstawówek.
Brał udział w pierwszej edycji „Voice Senior”. Do programu wszedł piosenką „Sex Bomb”, był w drużynie Urszuli Dudziak. Od 21 roku życia zajmuje się profesjonalnie muzyką. Ma ogromne doświadczenie sceniczne. Nigdy nie zajmował się niczym innym.
Kariera muzyczna Wioletty zaczęła się od klasyki. Kształciła się pod okiem (a w zasadzie - uchem) niegdysiejszej legendy operowej - Zofii Jankowskiej. I choć mogła wybrać prestiżową karierę śpiewaczą, jej serce wyrywało się do muzyki rozrywkowej.
Andrzej od prawie 4 dekad dzieli swoje życie między Polskę a Francję. Do Paryża zawitał pierwszy raz podczas studenckiej podróży autostopem i, jak twierdzi, zakochał się od pierwszego wejrzenia.
Wychowała się w rodzinie pełnej miłości do siebie wzajemnie i do muzyki. Miała trójkę rodzeństwa i tylko jej brat bliźniak poszedł do szkoły muzycznej. Na jej edukację muzyczną rodziców już nie było stać.
W żyłach Janusza płynie polsko-niemiecko-romska krew. Jego ojciec był Niemcem, który wychował się w Polsce, a mama miała romskie korzenie. To po niej Janusz odziedziczył muzyczne geny. Lecz choć miał świetny słuch i poczucie rytmu - nic z tym nie robił. Owszem, prowadził jakiś szkolny zespół muzyczny, przygrywał na gitarze, ale ostatecznie nie został muzykiem, lecz… ślusarzem.
Miał muzykalną rodzinę. Ojciec słuchał „Traviaty” z M. Callas. Wujkowie tworzyli zespół złożony z instrumentów dętych. Sam uczył się grać na akordeonie (bardzo go kochał). Głos od podstawówki szkolił w chórze szkolnym i kościelnym (choć mówiło się, że to obciach), a w okresie młodzieńczym stworzył własny zespół wzorując się na grupie SBB. Fascynował go Niemen, choć w domu mówiło się, że „drze ryja”.
Wojciech wyssał miłość do muzyki wraz z mlekiem matki, pianistki. Gdy ta była z nim w ciąży, przygotowywała się do wzięcia udziału w Konkursie Chopinowskim.
James jest Anglikiem. Przyjechał do Polski w 1995 roku i to tutaj, w wieku 52 lat, zaczął nowe życie.
Był uczestnikiem III edycji „The Voice Senior. Jednak nie udało mu się przejść pierwszego etapu. Teraz liczy na więcej…
Pan Adam jest rodowitym warszawiakiem. Rodzice nie byli zawodowymi muzykami, ale w domu była gitara i ojciec pana Adama uczył go pierwszych chwytów gitarowych.